poniedziałek, 2 czerwca 2014

Od Ariany do Imao

Nie mogłam spokojnie spać, gdyż zaczął dzwonić budzik. Szybkim ruchem ręki wyłączyłam jego wycie i wstałam z łóżka. Zabrałam jakieś ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic na przebudzenie, po czym ubrałam się. Z włosami nie chciało mi się bawić, więc tylko je rozczesałam. Z lodówki wyjęłam kawałek szarlotki, którą niedawno upiekłam. Usiadłam przed telewizorem, gdzie akurat leciało Naruto i zaczęłam jeść. Po zjedzeniu umyłam naczynia, ubrałam kurtkę i buty, zabrałam torbę i wyszłam z domu w kierunku pracy. Była ładna pogoda, więc postanowiłam pójść pieszo. Po jakimś czasie zauważyłam jadącego na rowerze człowieka, a właściwie próbującego jechać, bo co chwilę lądował na ziemi, ulicy, krawężniku itp. Przypominał mi trochę Imao, ale on nie jest na tyle głupi, aby aż tak się upić i to w dodatku w dniu pracy. Nie przejęłam się nim i szłam dalej do czasu, gdy nie zauważyłam, że chłopak skręca w kierunku... lampy. Chyba miał zamiar w nią wjechać. Szybko podbiegłam do niego i zauważyłam, że to rzeczywiście Imao. 
- Lowelku jedź. - mówił do roweru
- Imao? Co ty wyrabiasz? - zdziwiłam się
- Ari... lowelek mnie nie słucha. 
- Najebałeś się? 
- Lowelku jedź... bo do pracy nie zdążę. 
- O nie. Na pewno w tym stanie tam nie pojedziesz. Rozumiesz?
- A ty? Do pracy nie idziesz? Chodź. Lowelek cię podwiezie.
- Nie dziękuję. Chodź ze mną, jak wytrzeźwiejesz to pójdziesz do pracy. - kiedy tylko skończyłam to mówić zobaczyłam jak chłopak wjeżdża w lampę. Uderzył z taką siłą, że aż spadł z siedzenia i walnął głową w słup. 
- Idiota. - powiedziałam pod nosem. 
Wyjęłam z torby telefon i wybrałam numer mojego szefa. Poinformowałam go, że dziś nie przyjdę do pracy tak samo jak i Imao. Nie miał pytań, więc rozłączyłam się. Podeszłam do kolegi i pomogłam mu zejść z roweru. Kazałam mu iść ze mną, bo bałam się, że nie dojdzie nigdzie w jednym kawałku. Zaczęliśmy iść w stronę mojego domu. 
- Daleko jeszcze? - pytał się co chwilę.
- Nie. Już blisko. 
W końcu weszliśmy na posesję mojego domu. Postawiłam rower chłopaka na podwórku i razem weszliśmy do środka. Rozglądał się po wszystkich kątach.
- Gdzie jesteśmy?
- W moim domu. Nie zostawię cię najebanego w trzy dupy, kumasz?
- Tak...
Usiadł na kanapie w salonie, a ja nie wiedząc czy coś jadł przyniosłam mu z lodówki ciasto, bo nie chciałam by mi padł w domu. Podałam mu talerzyk z jedzeniem.
- Mniam... karpatka. - powiedział szczęśliwy
- To nie jest karpatka.
- A co? - zapytał zdziwiony.
- Szarlotka.
- To jeszcze lepiej. - uśmiechnął się i zaczął jeść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz